Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tequila z miasteczka Bristol. Mam przejechane 4809.30 kilometrów w tym 49.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.64 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 34684 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tequila.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:622.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:22:34
Średnia prędkość:20.56 km/h
Maksymalna prędkość:61.30 km/h
Suma podjazdów:3491 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:47.87 km i 4h 30m
Więcej statystyk
  • DST 64.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 18.11km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 250m
  • Sprzęt KOZUCHA
  • Aktywność Jazda na rowerze

eszter nelszterh - Dziękuję :)

Piątek, 8 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 0

Wtajemniczeni, wiedzą o co chodzi :P

Powrót z Krakowa do Wrocławia PKP - Wrocław-Strzegom - rowerem.

Gorzej być nie może, po 60km bardziej mnie nogi bolą niż po 260km :P
O ja pierdykam... Jaki dzisiaj wiatr! i to w twarz! blech, nie mam pałera.
a średnia, sama mówi za siebie :P wlokłam się, OMG!


Kategoria <100


  • DST 47.22km
  • VMAX 42.80km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 345m
  • Sprzęt KOZUCHA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kopiec P. i J. Kryspinów

Czwartek, 7 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 0


Kategoria >100


  • DST 260.00km
  • Czas 12:50
  • VAVG 20.26km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 840m
  • Sprzęt KOZUCHA
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zdolny Śląsk :P

Wtorek, 5 lipca 2011 · dodano: 06.07.2011 | Komentarze 6

Nie do końca było to co chciałam ;) - ale liczy się satysfakcja z pokonania ciekawej trasy, która bardzo mi sie spodobała, mimo tych strasznych płaskości.

Tak na prawdę... dzień wcześniej rozpisałam trasę, trasa miała wieść przez Częstochowę do Krakowa (w Wolbromiu mialam przekroczyć 300km) ale, że silny wiatr, deszcz wieczorem i zziębienie, nie dawał mi za wygraną troszkę... Byłam mokra i wraz z pedałowaniem odczuwałam coraz większy chłód.

Po zjedzeniu śniadania i szybkiej mocnej kawy. po 5 rano wskoczyłam na rower.
Zamontowałam sakwe, bo wyjazd miał mieć sporo km, a nigdy nie wiadomo na jaką pogodę można się napotkać. Dźwigałam ze soba, rzeczy na zmiane 2 litry wody, 2 miski jedznia z makaroenem, serem białym i tuńczykiem jakaś puszka kukurydzy, kanapki, banany, 2 snikersy, czekoladę.

Wyjazd z domu był spokojny, wiało trochę w plecy... Przed Żarowem pojawiła się mgła, która oblepiła mnie białymi kropelkami, nie czyniąc nic dobrego... Odczuwałam, że ciuchy przemakają wodą. Było po 5 rano 12' pochmurno i strasznie wilgotno. Zatrzymałam się na pierwszej stacji jaka była, kupiłam mapę... I kolejny problem (trasa wytyczona) Musze jakoś przymocować mapę bo, stawać co chwilę i sięgać po nią do sakwy za bardzo mi się nie uśmiechało, a co bardziej droga była była pierwszy raz przeze mnie zaliczana :P

Pech chciał, że licznik wyłączył mi sie po 28km (od wilgoci) zasraniec za każdym razem łapiąc trochę wody odcina się od styków, ponownie łapię kontakt z licznkiem tuz za Brzegiem. Potem znowu rozłącza mi sie po deszczu za Lublińcem i niestety tak do Kozichgłów.

Wpadł mi pomysł... z etui na okulary wykorzystałam sznurek, zrobiłam 2 dziury w mapie i przełożyłam przez lemondkę, wykorzystałam też wsuwkę z włosów, która spełniała funkcję zmniejszania oporów wiatru, dzięki czemu mapa mi nie latała.

Dojechałam do Brzegu... przekroczyłam tam pierwsze 100km - zjadlam, przewróciłam mapę. Siadam po 15 min na rower i jade dalej... Tam kurde wiatr mi przeszkadzał zdecydowanie bardziej... Trasa przez wioski traciła mi wiele czasu - często zatrzymywałam się i zaglądałam do mapy. Mapa z dupy... nie pokrywała mi się z wioskami - miałam też drugą (mniej szczegółową) ale już wiedziłam, że jednak jade cały czas dobrze...

Wkraczam do Stobrawskiego Parku Krajobrazowego... Przerażała mnie cały czas ta płaskość, ciągłe pedałowanie ale widoki uśmierzają tą gehennę, lasy, jeziorka, zapach świeżo ściętych drzew... tutaj trochę się relaksowałam... ale jedzie się cos kiepsko (pod wiatr).

Jakiś kryzys mnie dopadł w wiosce Tuły (nerwy, żę zatrzymuję się... że zaglądam co chwile do mapy... mapa kiepsko pokrywała się trasą - powiem tyle mapa z dupy :P, którą jechałam) Kupiłam piwo, usiadłam pod sklepem i odetchnęłam na 20 min.

Siadam na rower jadę dalej...
Udawało mi się na przypał przeciąć drogę przez las... Na szczęście ani razu nie zabłądziłam i jechałam dużo razy na orientacje... Najdłuższy odcinek odbiłam na trasę (pożarową 16cie:P) - która w ogole nie była oznakowana w jakim kierunku wiedzie.... (oznakowanie tylko, że to droga w prawo) czyli jakoś 10km przed Olesnem i ciągła się 17 km przez las.
Na szczęście po przejechaniu całej trasy wyjechałam w zaplanowanym miejscu... Pogoda dość sprzyjająca dużo słońca i nie za gorąco. W końcu trochę wiatru w plecy i dalej kręcę przed siebie.

W Lublińcu znowu się zatrzymuję na trochę dłużej, jest godzina 19:10 wypijam kawę i myślę... Przede mna chmury... eh Ciekawe co to będzie dalej... Kontaktuję się ze Słabkiem, że dojade tylko chyba do Kozichgłów - tam się umówiliśy na 22:00. Przez chwile albo złapał mnie kryzys(spanie) albo niechęć pedałowania. Jednak po 12 km znowu się rozkręcam i jadę dalej... Łapie mnie deszcz i znowu jestem mokra. Zimno, bez sensu i kończę trasę w ustalonym miejscu o 21:40 (gdyby nie determinacja i chwila słabości myślę, że dojechała bym spokojnie do Wolbromu) bo para w nogach była :P.

Słabek przyjechał z gorącą kolacją i zabrał mnie do Krakowa :)

na dniach dodam zdjęcia :)

TRASA


Kategoria >200